Przeznaczenie i tak cię odnajdzie
Recenzja powieści - „Podróż przez życie” autorstwa - Gitty Rutledge
„Jeśli koleje mego losu, przedstawione w „Podróży przez Życie” zdołają pomóc... choćby
tylko jednej, jedynej emocjonalnie udręczonej istocie... w zrozumieniu, iż można przetrwać
życiowe tornado, pozostając przy zdrowych zmysłach, to mój wysiłek pisarza, spełnił swoje
zadanie”... Gitta Rutledge -„Podróż przez życie”.
Mógłbym moje wrażenia z lektury tej książki podsumować wieloma przymiotnikami...
fascynująca... arcyciekawa... prawdziwa... wzruszająca... wspaniała... kobieca... i są to słowa
szczere, podyktowane podziwem i szacunkiem dla autorki książki tak niezwykłej i tak
autentycznej. Gitta Rutledge kolejny raz zaskakuje swych czytelników. Niespodziewanie, po kilku
wartościowych i przychylnie, a niekiedy entuzjastycznie ocenianych zbiorach wierszy, pojawia
się obszerny tom prozy urzekający swym realizmem, znajomością życia, umiejętnością
opowiadania o zwycięstwach i klęskach, o przeznaczeniu i rozstajnych drogach zbiegów
okoliczności, o sensie życia po prostu. Można tę prozę zaliczyć do wielu gatunków i rodzajów
równocześnie... Napewno jest to autobiografia, powieść o własnym życiu , a że życie to było,
jest ...i zapewne będzie wyjątkowe, niezwykłe, bogate w wydarzenia, a więc... i powieść akcji,
a zatem i literatura faktu, bowiem autorka opisuje swe przeżycia, doświadczenia,
przemyślenia... Chronologiczny układ powieści wskazuje na prawdopodobne zamiary dojrzałej
i doświadczonej kobiety: dokonania bilansu życia, podsumowania przeszłości, być może
wyprowadzenia salda. Poruszam się tu w nazewnictwie bankowo – fiskalnym, ale oddaje ono
najzupełniej autentyzm sytuacji... Gitta Rutledge poddaje ocenie swe życie, zarówno od strony
literackiej jak i egzystencjalnej. Zastanawiałem się, czy gdyby spotkała na swej drodze znanego
chiromantę i futorologa, czy byłby on w stanie przewidzieć wszystkie te wypadki i przygody,
które wypełniały jej życie? Osobiście uważam, że dalsze, przyszłe zdarzenia, te których autorka
dotąd nie przewidziała i nie planowała, odpowiedzą na szereg zawartych w podtekstach książki
pytać, a może i wyjaśnią podstawowy, a jakże dręczący dylemat: dlaczego?... Dlaczego właśnie
mnie to spotkało? Dlaczego moje zamierzenia rozmijają się z losem? Dlaczego ludzie są... jacy
są? Dlaczego nawet miłość nie przekreśla potrzeby poniżania, kłamstw, fałszu, zadawania bólu?
Niepokojący, a momentami wstrząsający obraz losu Gitty Rutledge skazuje nas na
nieobojętność, z każdą przeczytaną stroną, z każdym kolejnym rozpoczętym wątkiem rośnie
zainteresowanie – co dalej?... Zachwyca precyzyjna, szczegółowa narracja – opowieść
o korzeniach: o matce pochodzącej z Dębowej Karczmy koło Łucka i ojca z Tarnopola,
o holokauście, rzeziach, wywózce na Ural, niewolniczej – morderczej pracy, miłości i własnych
narodzinach w samym środku syberyjskiej zimy, powrotnej drodze do wymarzonej Polski... Gitta
rozpoczęła swą „Podróż przez Życie” nie przewidując w najśmielszych snach zdarzeń
oczekujących tuż za progiem. Tło polityczne, ekonomiczne, historyczne schodzi tu na dalszy
plan, liczą się marzenia, nadzieje, rodzina, pierwsze uczucia i pierwsze ciosy. Wspomnienia
zapisywane są z reporterską dokładnością, chociaż szczegóły wydają się niekiedy zamglone, co
uznać musimy za naturalne, znając działanie wygładzającej dłoni czasu. Cecha tej prozy,
korzystnie wyróżniając ją z pośród ukazujących się w Polsce książek o tematyce
autobiograficznej - jest uczuciowość, wrażliwość, żarliwość... Dygresje, impresje, własne
komentarze, otwarte wyznawanie poglądów, potrzeba prawdy, nawet w bardzo osobistych
momentach, wypowiadanie się wprost, bez maski i kamuflażu, urzekły mnie prostolinijnością
i uczciwością. Gitta Rutledge nie oczekuje osądu czytelników ani oceny krytyki. Jej książkę...
i w tym dostrzegam największą jej zaletę – uznać trzeba za manifest życia i sztuki przetrwania,
a także niezwykłej umiejętności dostosowania się do zmiennych i nieprzychylnych sytuacji...
A więc manifest ze wspomnień, sukcesów i porażek, momentów niepewności, a może nawet
i rozpaczy i ze sztuki dźwigania się , podnoszenia, przełamywania...Przypomniałem sobie postać
Scarlet O’Hara z - „Przeminęło z wiatrem” Margaret Mitchel, która w jakże w odmiennych
warunkach amerykańskiego południa, podobnie reagowała na ciosy losu i nie załamywała się,
nie poddawała. Bo przecież zawsze wyłania się przed nami jakieś jutro, gdzie możemy odzyskać
siły i walczyć. Podobne zasady życiowej filozofii wyznaje ojciec głównej bohaterki, pełen
wewnętrznej harmonii mężczyzna, wspierający a niekiedy ratujący swą córkę w trudnych,
gorzkich momentach załamania, depresji, ucieczki. to jedna z piękniejszych sylwetek ojca
w naszej literaturze. Mężczyźni , kolejne małżeńskie związki wciąż wzbudzają w autorce
powracające emocje...To aż osiem kolejnych wątków, odrębnych, odmiennych, opisywanych ze
znajomością męskiej psychiki przez utalentowaną kobietę, nie ukrywającą swych wielkich
nadziei i jeszcze większych rozczarowań. A są to relacje analityczne i realistyczne. Ci mężczyźni
o muskularnych ciałach, inteligentni, rozmowni, eleganccy i romantyczni, pobudzający zmysły
i wyobraźnie, nagle zmieniają oblicze i okazuje się, że ta urocza zewnętrzna powłoka maskuje
ich niedoskonałe wnętrza, że są inni od tworzonych przez siebie kreacji. Gitta Rutledge spogląda
na nich z perspektywy lat i smutnych przeżyć z pewnym sentymentem...Byli przecież jej
małżonkami i to ona sama ich wybrała. Małostkowi, zazdrośni, zachłanni, alkoholicy, niewierni,
agresywni, damscy bokserzy, zakłamani, mitomani, tyrani o narcystycznych charakterach, dwu
a może i trójlicowcy... Teraz precyzyjnie opisani, skatalogowani w świetnie napisanej, barwnej
opowieści mogą służyć za negatywne wzorce samczych osobowości i być może, pomogą
potencjalnym czytelniczkom tej książki w rozwiązaniu ich własnych uczuciowych
rozterek. Wnikliwośd psychologicznego analitycznego spojrzenia dotyka nie tylko mężczyzn –
również kobiety w powieści przeobrażają się... Pierwsze wrażenia przeważnie okazują się
niesłuszne, zafałszowane... Recenzent, autor wstępu czy posłowia powinien unikać streszczeń.
Czytelnik przecież sam wybiera książkę i odnajduje w niej ważne dla siebie wątki... Szuka
szczegółów zbliżających go do bohaterów, porównuje swe losy z ich losami, niekiedy spotyka
swoje zwierciadlane odbicie. Z obserwacji wynika, a również z własnego doświadczenia wiem,
że nasi partnerzy, przyjaciele, znajomi, zarówno mężczyźni jak i kobiety, skrzętnie i umiejętnie
ukrywają swe negatywne, złe, gorszące innych cechy. A im więcej tych przykrych i brzydkich
szczegółów, tym większy kamuflaż, tym szczelniejsza i pozornie barwna zasłona,
uniemożliwiająca poznanie prawdy, przynajmniej w początkowym okresie zauroczenia.
Syndrom maski czyli świadome okłamywanie atrakcyjnej partnerki, został w pełni obnażony, aż
do rozdwojenia jaźni... Smutne, gorzkie a jakże oczywiste w świecie złudzeń, miraży
i oczekiwanych – a nie spełnianych przyrzeczeń. Rozwody, rozstania, sceny zazdrości, depresje,
pobyty w szpitalach... czyżby życiowe klęski?... Ależ nie! Gdyby życie Gitty Rutledge ułożyło się
zgodnie z tradycyjnymi standardami małżeństwa, gdyby wytrwała przy jednym mężu aż do
późnej starości – nie przeczytalibyśmy tej fascynującej opowieści, bylibyśmy ubożsi o wiedzę
przekazywaną nam z pozycji osoby przegrywającej, chociaż... nie przegranej... Postać przyszłej
pisarki, poetki to sylwetka kobiety walczącej z poczuciem samotności i przemijania,
a jednocześnie silnej, nie poddającej się, nie uległej, samodzielnej. Przeciwieństwa, trudności,
bariery, kłody rzucane pod nogi nie osłabiają jej, a przeciwnie...Chwilowa bezradność, moment
osłabienia, depresja mijają i rodzi się potrzeba odbudowy sił, walki, pracy. Otaczająca młodą ,
piękną i świadomą swych możliwości kobietę, kapitalistyczna cywilizacja pieniądza, otwiera
przed nią kolejne szanse pracy dla siebie i swych bliskich. Gitta podróżuje z kontynentu na
kontynent, z Europy do Ameryki Północnej i wszędzie znajduje zajęcia pozwalające się
utrzymać, a nieco później potrafi też zdobyć prestiżową pozycję i wybić się na niezależność. Jest
nowoczesną, realistycznie myślącą damą naszych czasów... Określenia „dama” używam
świadomie i nie po raz pierwszy, dla podkreślenia stylu jej życia, elegancji, sposobu bycia,
subtelności. Widać to w kształcie jej utworów – a kilkanaście wierszy z różnych tomów
uzupełnia książkę – jak i w dialogach, obfitujących w ciekawe riposty, a także w jędrnym,
autentycznym, bogatym języku, zawsze dostosowanym do opisywanych sytuacji. Ten właśnie
język przykuwa naszą uwagę, a treść staje się nam tak bliska, że czytamy autobiografię Gitty
Rutledge przysłowiowym jednym tchem i nie chcemy oderwać się od lektury, chętnie też
wracamy do interesujących momentów. A każdy powrót pozwala odkryć kolejne pełne ekspresji
i znaczeń szczegóły, wcześniej nie dostrzeżone, ukryte w cieniu atrakcyjnego opisu, zdarzenia,
refleksji. Powieść dotyka wielu tematów i problemów z różnych dziedzin życia, często wstydliwie
skrywanych, drażliwych i wywołujących gorące i krzykliwe spory. Nic bowiem nie boli tak
bardzo, jak prawda mówiona prosto w oczy. Niestety antysemityzm nadal pozostaje zjawiskiem
częstym, chodź może już nie tak powszechnym jak kiedyś. Za ukazanie tej przerażającej,
plugawej, ohydnej choroby – trądu współczesności – w dwóch ekspresyjnych epizodach,
serdecznie autorce dziękuję. Jak i za całość autobiograficznej opowieści, blisko pięciuset stron
ekspresyjnej prozy, świadczącej o wielkiej wrażliwości moralnej, uczuciowości kobiecej
i mądrości wynikającej z doświadczeń przemijania. Automatycznie nasuwają się skojarzenia,
porównania z prozą Zofii Nałkowskiej, Marii Dąbrowskiej i Joanny Chmielewskiej.
A jednocześnie ciesząc się z tak znakomicie napisanej, pełnej realnych dialogów, anegdot
i refleksji książki, nie umiałem zapomnieć o wysokiej cenie – kilkakrotnych depresji, pobytów w
szpitalach, godzin gorzkich przemyśleń, a może i rozpaczy, poczucia samotności i wyobcowania
– o cenie jaką Gitta Rutledge zapłaciła za swoją wrażliwość... Niestety tak rodzi się literatura,
wartościowe pisarstwo. A czytelnik? Czytelnik przychodzi na gotowe, jakby zasiadał do stołu.
Wkracza w autobiografię często powierzchownie i pośpiesznie, ciesząc się sensacją, erotyzmem,
rozczarowaniem... Strzeż nas Boże przed obojętnymi, pogardliwymi, próżnymi Czytelnikami!...
A przecież mógłby nauczyć się zastanowienia, dystansu, ostrożności. Powieść
autobiograficzna Gitty Rutledge nie jest zbiorem przestróg i porad, nie jest też moralitetem,
chociaż przestrzeganie wartości etycznych, uczciwość i jasność postępowania jest tu
podstawową normą. Powieść Gitty Rutledge jest kolorowym, żywym zwierciadłem, lustrem w
którym piękna i już doświadczona kobieta obserwuje samą siebie, dokonując retrospekcji,
introspekcji i wiwisekcji... aż do bólu. I za to podziwiam ją i szanuję.
Andrzej Zaniewski